Tomasz i Maja Oświecińscy o relacji z końmi tylko w HorseQual!

Jak wyglądały początki przygody Tomasza z jazdą konno? Czy miał okazję jeździć konno podczas nagrywania seriali i filmów? Miłość od pierwszego wejrzenia.
(HorseQual) - Tomku, od kiedy trenujesz i skąd w ogóle wzięło się jeździectwo w twoim życiu?
(Tomasz Oświeciński) - Od jakiego czasu trenuje, hm, cztery lata, znaczy zaraziła mnie pasją Maja. Maja jeździ, nie wiem od którego roku życia, od czwartego? :)
(Maja Oświecińska) - 8 lat już jeżdżę.
(T.) - No mi zawsze wydawało się, że ja po prostu jestem za duży do jazdy konnej, aż któregoś razu mieliśmy plan zdjęciowy na torze na na Służewcu w Warszawie, tam mieliśmy sceny do komedii. No i w czasie przerwy wszedłem do stajni, zobaczyłem swojego konia, którego mam do dzisiaj i wyszedłem z koniem. A to było tak, że przyglądałem się, przyglądałem, oglądałem konie i pani, która zajmowała się tymi końmi, podeszła do mnie i mówi: "Panie Tomku, widzę, że Panu się podobają te zwierzęta", mówię: "Tak, bardzo mi się podobają, tak w ogóle, to chciałbym nauczyć się jeździć, natomiast chyba nie jest to sport dla mnie, bo ja jestem za duży na konie". I ona mi wtedy pokazała, mówi: "Nie no, są konie, które mógłby Pan dosiąść, no i pokazała mi właśnie Omera. I to była miłość od pierwszego wejrzenia i wyszedłem z koniem.
(HQ.) - Aha, czyli wspomniałeś coś o planie, czyli w swojej pracy, mówię tutaj o aktorstwie, miałeś okazję wykorzystać umiejętność jeździectwa?
(T.) - Tak, miałem, grałem w serialu historycznym i tam jeździłem konno, to tylko w jednym serialu, ale wiem, że będę miał teraz w innym serialu epizod też, że będę właśnie jeździł konno.
Czy jazda konno zmieniła życie Tomasza? Początki z Omerem - koniem rasy Folblut. "Pan kupił ferrari w manualu, a Pan nie ma prawa jazdy".
(T.) - Nie no, ja zmieniłem całkowicie swoje życie. W ogóle zmieniłem miejsce zamieszkania dla koni. Mieszkaliśmy w innym miejscu, mieszkamy teraz w innym miejscu, dlatego żeby być bliżej naszych koni. No jesteśmy w stajni codziennie, jeśli nie jesteśmy na planie zdjęciowym. To jest tak, że pierwszego roku to byłem codziennie, nie umiałem jeździć i tak się zawziąłem. że po prostu byłem codziennie, jeździłem, aż się nauczyłem. Moja przygoda z Omerem zaczęła się tak, że pierwszy raz jak w ogóle kupiłem Omera, to on ścigał się na Służewcu, miał bardzo dobre wyniki, natomiast kontuzja wyeliminowała go z takiego zawodowego biegania. Pani powiedziała mi, że nie chciałaby, żeby ten koń startował jeszcze zawodowo, ale do takiej jazdy jak ja będę uprawiał, czyli skakanie, ujeżdżenie, na pewno Omer da radę. I była taka przymiarka, jeszcze w stajni na Służewcu, wsiadłem na konia i po prostu on mnie zrzucił. Wszyscy byli w szoku, że tylko mnie zrzucił. Myśleli, że się zrażę, ale wziąłem tego konia. Przyjechałam do stajni, gdzie właśnie miał stać docelowo Omer. Drugi raz wsiadłem na niego i drugi raz mnie zrzucił. Wszyscy znowu wystraszeni, że się znowu zrażę do tego, ale powiedziałem, że będę na nim jeździł. No i po jakimś czasie przychodziłem do niego codziennie z marchewką przez dwa tygodnie, brałem go na spacer, głaskałem tak żeby podejść do niego, żeby się po prostu poznać. Po dwóch tygodniach, wyprowadziliśmy go na padok, trzymały go dwie osoby, a ja powiesiłem się na nim jak worek, na 5 sekund, i cud - nie zrzucił mnie. Potem usiadłem na niego na 5 sekund - nie zrzucił mnie. Potem wsiadłem na niego i przeprowadzili mnie 10 metrów i nie zrzucił mnie. Natomiast, tej sytuacji przyglądał się trener, który był trenerem WKKW i podszedł do mnie i zobaczył co się w ogóle dzieje - że takie zamieszanie, że dwójka ludzi trzyma konia, że ja na niego wsiadam, że wystraszony zsiadam, i on mnie pyta "To Folblut? (koń pełnej krwi angielskiej) - tak. - Wcześniej ścigał się na Służewcu? - tak. - A Pan umie jeździć?, ja mówię nie. - Niee, to nie dla Pana koń. "Pan kupił ferrari w manualu a Pan nie ma prawa jazdy". Więc pomyślałem sobie, nie, ja będę na tym koniu jeździć. I przychodziłem do niego codziennie. I teraz, jeśli można powiedzieć, że koń jest moim przyjacielem, to na pewno jest.
Omer biegł, biegł, zatrzymywał się, a ja jak batman, w powietrze, i leżałem w lesie.
(HQ.) Czy wybór tego konia był świadomy czy przypadkowy? Bo jak wiemy, te konie słyną z tego, że ciężko jest z nimi o drogę na skróty.
(T.) Ja nie miałem pojęcia, ja wybrałem Omera ze względu na to, że był duży. Ma 182cm w kłębie, jest dużym koniem, więc brałem to pod uwagę, bo ja jestem duży. I to przeważyło, dopiero później się dowiedziałem, tak jak powiedział mi ten pan trener, że wystartowałem z takim koniem, mogłem kupić sobie jakiegoś innej rasy, może bardziej spokojnego. Ja po prostu od razu skoczyłem na głęboką wodę.
(HQ.) Czyli z własnych doświadczeń, zgadzasz się z twierdzeniem, że te konie są bardziej wymagające od innych ras?
(T.) Po prostu dużo pracy trzeba dla konia, dużo pracy i dużo cierpliwości. Może też dlatego, że ja nie potrafiłem jeździć, a mój Omer, oprócz Służewca i toru, nie widział nic. Mieliśmy często wypadki w lesie, że wyjeżdżamy i zobaczył na przykład ogromne pole kapusty, takie piłki, i on oczywiście wystraszył się, zatrzymał, a ja spadłem. On dużo rzeczy nie widział. Nie widział kaczki startującej z łąki, kałuży nie widział, bał się w nią wejść. Wszystkiego się uczyliśmy. Na Służewcu wychodził tylko na tor i biegł. Początki były trudne. Omer biegł, biegł i nagle się zatrzymywał, a ja jak batman, w powietrze i leżałem w lesie. Natomiast to, że trenowałem sporty walki, dużo mi pomogło, bo nauczyłem się padać. Pamiętam, że jak pierwszy raz pojechałem w teren, taką większą grupą osób, i tam galopowaliśmy tak ostro, i nagle przejechał rowerzysta, i mój Omer zatrzymał się, jak najlepszy wyścigowy samochód. Stanął w miejscu w sekundę. Ja wyparłem w powietrze, upadłem, przefikołkowałem, wstałem na nogi, a wszyscy zaczęli bić brawa. "ALE PAN SUPER UPADŁ". Ja mówię (ze śmiechem) - nie martwicie się, że coś mi się stało? To był taki efektowny upadek, i właśnie te sporty walki dużo mi pomogły.
Część 2 już wkrótce!